Cele pozostały te same, ale sposób realizacji niekoniecznie. Komisja Europejska spieszy na ratunek europejskiej branży motoryzacyjnej [WIDEO]

W pierwszych dniach marca bieżącego roku, Komisja Europejska ogłosiła pakiet pomocowy dla branży motoryzacyjnej na Starym Kontynencie. Europejscy producenci, dociśnięci zapisami Zielonego Ładu, walczą o utrzymanie konkurencyjności w obliczu chińskiej ofensywy, a także o zachowanie miejsc pracy w sektorze zatrudniającym bezpośrednio oraz pośrednio około 14 milionów osób. O skutkach unijnych decyzji rozmawiamy z Krzysztofem Burdą, prezesem Polskiej Izby Rozwoju Elektromobilności.

Zdjęcie autora: Marek Wicher

Marek Wicher

redaktor GLOBENERGIA
  • Z punktu widzenia gospodarki jest to bardzo dobra decyzja, ponieważ mamy obecnie bardzo mocną globalną konkurencję, zwłaszcza chińską, która teraz chce intensywnie eksplorować rynki europejski.
  • Wydaje się, że rynek nie przyjął z entuzjazmem tych modeli europejskich producentów, które były dostępne do tej pory.
  • Dawno już chyba nie wiedzieliśmy takich cen na rynku, niezależnie od rodzaju pojazdu.

Decyzja niejednoznaczna, ale potrzebna

- Ze względu na dekarbonizację transportu, jest to zła decyzja – mówi Krzysztof Burda, prezes Polskiej Izby Rozwoju Elektromobilności PIRE. – Jeśli jednak spojrzymy na to szerzej, to nie jest to już tak jednoznaczne.

Europejska branża dostała trochę czasu, aby móc się dostosować, po to jest między innymi wydłużenie okresu bilansowania produkcji samochodów spalinowych i ich emisyjności. Jest to swego rodzaju ostatnia szansa, aby europejski przemysł motoryzacyjny mógł nadrobić stracone lata.

Z punktu widzenia gospodarki jest to bardzo dobra decyzja, ponieważ mamy obecnie bardzo mocną globalną konkurencję, zwłaszcza chińską, która teraz chce bardzo mocno eksplorować rynki europejskie. W Chinach dotacje do produkcji samochodów elektrycznych są czymś normalnym.

Trzeba też pamiętać o tym, że dalej wspierane są cele na rok 2035. Dalej wspierane są cele na rzecz elektryfikacji choćby flot pojazdów firmowych, no bo w większości głównym odbiorcą nowych pojazdów są firmy. W Polsce odpowiadają one za około 75 procent zakupów w salonach.

Jednym z priorytetów jest dekarbonizacja sektora transportu ciężkiego, wspieranie rozwoju infrastruktury ładowania na sieci TEN-T.

Trzeba wspomnieć również o tym, że europejski przemysł motoryzacyjny wykłada bardzo dużo środków na działania R&D (badania i rozwój). Intencją KE jest, aby strumień tych środków płynął na zeroemisyjne technologie, na przykład na produkcję baterii nowej generacji, które pozwolą nam na zwiększenie zasięgów.

Takie technologie już zaczynają się pojawiać, pozwalają one zwiększyć gęstość energii w akumulatorze o jakieś 20-40 procent.

Całą rozmowę z Krzysztofem Burdą znajdziecie w materiale video:

Skąd kryzys? Europejczycy kupują mniej samochodów, nie tylko elektrycznych

Przyczyn kryzysu branży automotive należy upatrywać w mniejszej ilości sprzedawanych samochodów. Od ponad dwóch lat obserwujemy spadki nowych rejestracji i pewne rynki kupują znacznie mniej pojazdów.

Co do elektromobilności – wydaje się, że rynek nie przyjął z entuzjazmem tych modeli europejskich producentów, które były dostępne do tej pory.

Przyczynę takiego stanu rzeczy upatrywałbym w braku edukacji potencjalnego kierowcy samochodu elektrycznego. Tak naprawdę prawdziwy wybór mamy gdzieś tak dopiero od czterech lat, przy czym te dotychczasowe modele nie spełniały wygórowanych oczekiwać nabywców, choćby w kwestii zasięgu.

Wielu twierdziło, że jeśli auto nie będzie miało takiego zasięgu jak diesel na jednym baku, to ja do elektryka nie wejdę.

Te błędne przekonania funkcjonowały bardzo długo, a przecież w tym czasie rozbudowała się infrastruktura ładowania, której przed kilkoma laty po prostu brakowało. Pokonujemy jako branża kolejne bariery w tym rozwoju.

Z pewnością cena aut elektrycznych do tej pory była zbyt wysoka, jednak trzeba pamiętać, że kiedy na rynku pojawiały się tańsze modele, czy nowe sposoby finansowania – leasing konsumencki, najem długoterminowy, niektóre samochody elektryczne zrównywały się kosztowo z pojazdami spalinowymi.

Dzisiaj elektromobilność jest w zupełnie innym punkcie niż jeszcze kilka lat temu, ale widać, że to jest za mało. Z drugiej strony weszły na rynek chińskie pojazdy, które były dotowane, przez co dealerzy mogli zaproponować te pojazdy w cenie o 1/3 niższej niż europejskie odpowiedniki.

Konsumenci zaczęli kupować chińskie modele, przez co pojawił się problem z bilansowaniem limitu emisji CO2 dla marek. Poszczególne koncerny musiały kupować od siebie uprawnienia do emisji, na przykład od Tesli, aby uniknąć płacenia kar.

Jedni zarabiają, drudzy nie, a na końcu za wszystko i tak płaci konsument, bo wszystkie opłaty i kary wliczane są do ceny końcowej, sprawiając, że auta są jeszcze droższe, czyli jeszcze mniej dostępne.

Jest dość złożony problem, ale wydaje mi się, że ta chwila oddechu pozwoli na dołączenie do gamy pojazdów tych nieco tańszych, dostępnych dla nieco szerszej grupy odbiorców. Wśród tych przedstawionych przez Komisję Europejską priorytetów mówi się o leasingu społecznym, współfinansowanym w jakiś sposób przez Unię Europejską w ramach Funduszu Klimatycznego, aby były dostępne dla wszystkich tanie pojazdy elektryczne. Może to w jakiś sposób napędzi sprzedaż pojazdów elektrycznych.

Tanie elektryki sposobem na szybką elektromobilność

Tanie samochody elektryczne to jest jeden ze sposobów na dojście do masowej elektromobilności. Do tej pory w segmencie pojazdów małych oferta była bardzo skromna, a ceny zaczynały się od poziomu 150 tysięcy złotych.

W ostatnim czasie pojawiły się mniejsze pojazdy, wystarczające do jazdy miejskiej czy podmiejskiej, w niższych cenach, co może sprawić, że elektromobilność trafi do nowej grupy odbiorców.

Wszelkie działania R&D powinny być nakierowane na to, by konkretne grupy konsumentów dostały pojazdy odpowiadające ich potrzebom. Ciągle na przykład brakuje nam pojazdów, które mogłyby zelektryfikować floty handlowców, przejeżdżających nawet kilkaset kilometrów dziennie.

Na razie w tej części rynku nie mamy dobrej propozycji, bo albo są to samochody klasy premium, albo firmy borykają się z kwestiami, gdzie handlowiec miałby naładować swoje auto.

Weź dotację, będziesz miał taniego elektryka

Wykorzystując dotację z programu NaszEauto można kupić nowego elektryka już za kwotę niecałych 37 tysięcy złotych. Jeśli spełniamy warunki programu, jest to warte rozważenia. Dawno już chyba nie wiedzieliśmy takich cen na rynku, niezależnie od rodzaju pojazdu i taka cena może sprawić dużą niespodziankę. Z niecierpliwością czekamy na wyniki sprzedaży.

Zdjęcie autora: Marek Wicher

Marek Wicher

redaktor GLOBENERGIA