Chińscy producenci samochodów elektrycznych jednocześnie tracą i zyskują. Jak to możliwe?

Chiński gigant w produkcji samochodów elektrycznych, Nio, w zaledwie dwa miesiące stracił  835 mln dolarów, czyli ok. 35 tys. dolarów na każdym sprzedanym samochodzie. Mimo wszystko firma wcale nie ma problemów finansowych. Wszystko dzięki ogromnemu wsparciu ze strony rządu. Dzięki temu Chiny nie tylko pozostają liderem elektromobilności, ale także dają swoim firmom przestrzeń do rozwoju innowacji. 

Zdjęcie autora: Katarzyna Dubiel

Katarzyna Dubiel

Redaktorka portalu GLOBEnergia

Podziel się

Nio, które aktywnie konkuruje z Teslą, zatrudnia ponad 11 tys. osób w dziale badań i rozwoju. Jednak jednocześnie firma sprzedaje jedynie 8 tys. samochodów miesięcznie. Przedsiębiorstwo zainwestowało także w roboty, przez co jedna z fabryk zatrudnia jedynie 30 specjalistów do produkcji ponad 300 tys. silników do samochodów elektrycznych rocznie. Dodatkowo Nio posiada w swojej ofercie okulary augment reality (AR), które zasadą działania przypominają urządzenia z filmów futurystycznych. Chińska firma postawiła również na wprowadzenie telefonu komórkowego, który współdziała z systemem autonomicznego sterowania autem. Wszystkie te innowacje brzmią świetnie, ale…nie są w ogóle opłacalne. W zaledwie dwa miesiące Nio straciło ok. 835 mln dolarów, ponieważ koszt wprowadzenia takich innowacji znacznie przewyższa przychody firmy. Jednak mimo to, przedsiębiorstwo nie jest ani trochę bliskie bankructwa. Wszystko dzięki ogromnemu wsparciu rządowemu, które pozwala firmom z branży elektromobilności przetrwać takie straty i nadal się rozwijać. Nio już w 2020 roku borykało się z brakiem gotówki, jednak rząd natychmiast wsparł firmę kwotą w wysokości 1 mld dolarów. W zamian za tą pomoc władze uzyskały 24% udziałów w firmie. 

Zbyt wysokie wymagania

W takiej sytuacji producenci z Europy i Ameryki Północnej stoją przed ogromnym zagrożeniem, jakim jest uzależnienie się od chińskiej produkcji samochodów elektrycznych. Trwający już trzeci tydzień strajk związku zawodowego United Automobile Workers przeciwko trzem największym firmom motoryzacyjnym w USA dotyczy głównie kwestii pojazdów elektrycznych. Przedsiębiorstwa twierdzą, że muszą zainwestować miliardy dolarów w przedefiniowanie swojej działalności m.in. poprzez robotyzację produkcji. To nie spodobało się pracownikom, którzy chcą bronić swoich miejsc pracy i jednocześnie wnioskują o zwiększenie wynagrodzeń. 

Z kolei europejscy politycy zaczęli niepokoić się szybką ekspansją chińskich producentów z branży elektromobilności dość niedawno. Od początku września bieżącego roku Komisja Europejska prowadzi dochodzenie antysubsydyjne, które może doprowadzić do nałożenia wysokich ceł na import aut elektrycznych z Chin. Firmy takie jak Nio, których środki idą w dużej mierze na kampanie reklamowe w Niemczech i innych krajach europejskich, bardzo potrzebują przychodów z eksportu. Pytanie brzmi, czy są one w stanie sprzedać tyle samochodów, aby pokryć koszty wprowadzania coraz to nowszych innowacji do swojej oferty. 

“Właściwie to nie przejmuję się mocą ani wielkością produkcji - interesuje mnie jedynie popyt” - stwierdził William Li, dyrektor firmy Nio podczas niedawnej konferencji prasowej w Szanghaju. 

Chiny odporne na ograniczenia

Chiny są w stanie być liderem w produkcji samochodów elektrycznych, mimo wprowadzanych ograniczeń, z kilku względów. Poza niesłabnącym wsparciem rządowym, Państwo Środka jest również bogate w zasoby potrzebne do produkcji elektryków. Mowa tutaj przede wszystkim o minerałach i technologii potrzebnej do produkcji baterii. Chiny bardzo szybko budują nowe fabryki, które zajmują się wytwarzaniem poszczególnych elementów samochodów elektrycznych. Nadmiar produkcji spowodował, że w Chinach ceny aut elektrycznych są obecnie niższe, niż ceny aut spalinowych. Jednocześnie płaca przeciętnego chińskiego pracownika w branży motoryzacyjnej jest zdecydowanie niższa, niż na Zachodzie. W dużych miastach, takich jak Szanghaj, zarabiają oni ok. 30 tys. dolarów rocznie. Jednak w mniejszych miejscowościach wynagrodzenie to jest znacznie niższe. Natomiast pracownik fabryki Forda w USA zarabia średnio 110 tys. dolarów rocznie. Strajkujący Amerykanie domagają się jednak podwyżki płac o ok. 40%. Ponadto niesłabnąca konkurencja w Chinach powoduje, że tamtejsi producenci muszą wciąż rozwijać swoje produkty, aby pozostać konkurencyjni. 

Chiński rynek motoryzacyjny w kryzysie?

Mimo to gwałtowny sukces chińskiej branży motoryzacyjnej ma także swoje ciemne strony. Rynek samochodowy w Chinach kurczy się od 2017 roku, ponieważ sprzedaż aut spalinowych maleje szybciej niż rośnie sprzedaż samochodów elektrycznych. Ten trend będzie się utrzymywał, ponieważ Państwo Środka kładzie duży nacisk na rozwój transportu publicznego. 

“Wszyscy wiemy, że nie osiągnęliśmy progu rentowności i jesteśmy pod wielką presją. Jednak inwestycje w rozwój technologii to ścieżką, którą powinniśmy podążać” - zapewniał dyrektor Nio, Li. 

Trudną sytuację niektórych chińskich firm wykorzystują europejscy producenci. Vokswagen wykupił 4,99% udziałów upadającego przedsiębiorstwa XPeng. W kwietniu 2023 roku niemiecka firma ogłosiła, że zamierza wybudować w Chinach centrum rozwoju samochodów. Nie da się ukryć, jak silny związek łączy zachodnich producentów z Chinami. W takiej sytuacji nawet rządowe wysiłki mogą nie wystarczyć, aby powstrzymać chińską ekspansję. Eksperci przewidują, że do końca obecnej dekady chińscy producenci samochodów elektrycznych będą w posiadaniu ⅓ światowego rynku motoryzacyjnego. Państwo Środka zdecydowanie zwiększy swoje udziały także w Europie - z obecnych 3% do 20% do 2030 roku. 

Chiny bez wątpienia pozostaną jednym z liderów elektromobilności. Jednak pytanie, czy ograniczenia na eksport aut elektrycznych z Państwa Środka przyniesie rezultaty, pozostaje otwarte. Z pewnością Chiny posiadają dużą przewagę nad resztą świata pod względem produkcji samochodów elektrycznych.

Źródło: nytimes.com

Zdjęcie autora: Katarzyna Dubiel

Katarzyna Dubiel

Redaktorka portalu GLOBEnergia