Czy to samorządy lokalne będą decydowały o tym, czy chcą mieć na swoim terenie więcej wiatraków?
Podziel się
Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej od momentu wprowadzenia ograniczeń dla farm wiatrowych działa na rzecz zniesienia dyskryminujących branżę zapisów lokalizacyjnych.
Dlatego zapowiedziana w Sejmie przez wiceministra energii Tomasza Dąbrowskiego liberalizacja przepisów ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych tak nas cieszy. Jak sygnalizują przedstawiciele rządu to samorządy lokalne decydowałyby o tym, czy chcą mieć na swoim terenie więcej wiatraków i - co za tym idzie - zwiększyć wpływy z podatków do budżetu gminnego.
Decyzja o liberalizacji zasady minimalnej odległości wymagałaby od gminy zmiany w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego lub – w przypadku braku takiego dokumentu w gminie - uchwalenia go.
Czy są znane szczegóły nt. zniesienia ustawy 10H?
Na razie nie znamy ani szczegółowych rozwiązań dotyczących zmian w prawie, ani czasu ich wejścia w życie. Od tych elementów zależeć będzie to, czy wykorzystamy szansę na zasypanie powstałej w ciągu 3 ostatnich lat luki inwestycyjnej.
Do tego celu zbliży nas nieco zakontraktowanie w ramach tegorocznej aukcji ok. 2,5 tys. MW nowych mocy z 3 tys. MW gotowych do realizacji projektów. Potencjał mógłby być zdecydowanie większy. W konserwatywnym scenariuszu PSEW widzi możliwość włączenia do sieci łącznie 12,3 tys. MW mocy z lądowych farm wiatrowych. To oznacza, że bez większego problemu obecny już na lądzie potencjał wiatrowy możemy rozszerzyć o kolejne ok. 6 tys. MW dzięki realizacji nowych projektów i kompleksowej modernizacji w ramach tzw. procesu repoweringu.
Jakie szanse niosłaby zmiana prawa?
Polska ma znakomite warunki wietrzności, a coraz nowocześniejsze turbiny pozwalają na produkcję w konkurencyjnej do rynkowej cenie w każdym miejscu kraju.
Gdyby odpowiednio wcześnie zmienić obostrzenia lokalizacyjne, to część inwestorów zdecydowałaby się na wykorzystanie wprowadzanych obecnie na rynek urządzeń o mocach przekraczających 4 MW po uprzedniej zmianie decyzji środowiskowych.
Dzięki liberalizacji zapisów odległościowych dla farm wiatrowych na lądzie branża nie musiałaby korzystać z rządowego systemu wsparcia. Takie moce powstawałyby na zasadach rynkowych, a gwarantem inwestycji dla banków mogłyby być – podobnie jak w Europie Zachodniej - kontrakty długoterminowe między producentem i odbiorcą energii.
Energia z wiatru tańsza niż węgiel!
Odblokowanie potencjału na lądzie dałoby impuls dla inwestorów zagranicznych zainteresowanych partnerstwem przy projektach wiatrowych na Bałtyku.
Nasze obliczenia pokazują, że pełne uwolnienie potencjału wiatru (lądowego i morskiego) obniżyłoby emisję CO2 o ponad 40 mln ton w perspektywie 2020-2040. Jest to porównywalne z rocznymi emisjami z Elektrowni Bełchatów, największej elektrowni węglowej w Europie.
Wykorzystanie nowoczesnych turbin umożliwiłoby też dalsze obniżanie kosztów produkcji energii. Obecnie nowi inwestorzy z farm wiatrowych w Polsce deklarują gotowość wyprodukowania 1 MWh poniżej 200 zł, czyli mniej niż na rynku hurtowym. W kolejnych latach cena mogłaby spaść do około 160 zł. Dla porównania energia z nowych źródeł konwencjonalnych kosztuje 350 zł/ MWh.