Czy to samorządy lokalne będą decydowały o tym, czy chcą mieć na swoim terenie więcej wiatraków?

Zdjęcie autora: Janusz Gajowiecki
Zdjęcie autora: Janusz Gajowiecki

Janusz Gajowiecki

Prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej
mpzp, ustawa o inwestycjach wiatrowych

Podziel się

Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej od momentu wprowadzenia ograniczeń dla farm wiatrowych działa na rzecz zniesienia dyskryminujących branżę zapisów lokalizacyjnych.

Dlatego zapowiedziana w Sejmie przez wiceministra energii Tomasza Dąbrowskiego liberalizacja przepisów ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych tak nas cieszy. Jak sygnalizują przedstawiciele rządu to samorządy lokalne decydowałyby o tym, czy chcą mieć na swoim terenie więcej wiatraków i - co za tym idzie - zwiększyć wpływy z podatków do budżetu gminnego.

Decyzja o liberalizacji zasady minimalnej odległości wymagałaby od gminy zmiany w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego lub – w przypadku braku takiego dokumentu w gminie - uchwalenia go.

Czy są znane szczegóły nt. zniesienia ustawy 10H?

Na razie nie znamy ani szczegółowych rozwiązań dotyczących zmian w prawie, ani czasu ich wejścia w życie. Od tych elementów zależeć będzie to, czy wykorzystamy szansę na zasypanie powstałej w ciągu 3 ostatnich lat luki inwestycyjnej.

Do tego celu zbliży nas nieco zakontraktowanie w ramach tegorocznej aukcji ok. 2,5 tys. MW nowych mocy z 3 tys. MW gotowych do realizacji projektów. Potencjał mógłby być zdecydowanie większy. W konserwatywnym scenariuszu PSEW widzi możliwość włączenia do sieci łącznie 12,3 tys. MW mocy z lądowych farm wiatrowych. To oznacza, że bez większego problemu obecny już na lądzie potencjał wiatrowy możemy rozszerzyć o kolejne ok. 6 tys. MW dzięki realizacji nowych projektów i kompleksowej modernizacji w ramach tzw. procesu repoweringu.

Jakie szanse niosłaby zmiana prawa?

Polska ma znakomite warunki wietrzności, a coraz nowocześniejsze turbiny pozwalają na produkcję w konkurencyjnej do rynkowej cenie w każdym miejscu kraju.

Gdyby odpowiednio wcześnie zmienić obostrzenia lokalizacyjne, to część inwestorów zdecydowałaby się na wykorzystanie wprowadzanych obecnie na rynek urządzeń o mocach przekraczających 4 MW po uprzedniej zmianie decyzji środowiskowych.

Dzięki liberalizacji zapisów odległościowych dla farm wiatrowych na lądzie branża nie musiałaby korzystać z rządowego systemu wsparcia. Takie moce powstawałyby na zasadach rynkowych, a gwarantem inwestycji dla banków mogłyby być – podobnie jak w Europie Zachodniej - kontrakty długoterminowe między producentem i odbiorcą energii.

Energia z wiatru tańsza niż węgiel!

Odblokowanie potencjału na lądzie dałoby impuls dla inwestorów zagranicznych zainteresowanych partnerstwem przy projektach wiatrowych na Bałtyku.

Nasze obliczenia pokazują, że pełne uwolnienie potencjału wiatru (lądowego i morskiego) obniżyłoby emisję CO2 o ponad 40 mln ton w perspektywie 2020-2040. Jest to porównywalne z rocznymi emisjami z Elektrowni Bełchatów, największej elektrowni węglowej w Europie.

Wykorzystanie nowoczesnych turbin umożliwiłoby też dalsze obniżanie kosztów produkcji energii. Obecnie nowi inwestorzy z farm wiatrowych w Polsce deklarują gotowość wyprodukowania 1 MWh poniżej 200 zł, czyli mniej niż na rynku hurtowym. W kolejnych latach cena mogłaby spaść do około 160 zł. Dla porównania energia z nowych źródeł konwencjonalnych kosztuje 350 zł/ MWh.

Zobacz również