Inne kraje emitują więcej, ale i tak warto ucinać emisje. Dane są bezlitosne
“Po co mamy ograniczać emisje, skoro w Chinach czy Indiach stale ona rośnie? Co to da w skali świata?” – taki argument często pojawia się w dyskusji o dekarbonizacji. Czy faktycznie wpływ krajów, które odpowiadają za małą część światowych emisji jest tak znikomy, że nie ma nawet sensu starać się emisyjności energetyki ograniczać? Okazuje się, że nie do końca.
Podziel się
Olbrzymie emisje Chin czy USA – woda na młyn energetycznych sceptyków
Krótkie spojrzenie na poniższy wykres daje spore paliwo osobom, które z różnych powodów sceptycznie, o ile nie negatywnie podchodzą zarówno do dekarbonizacji energetyki, jak i innych inicjatyw mających zmniejszyć emisyjność Polski czy Unii Europejskiej. Udział Chin w światowej emisyjności CO2 wynosi aż 30,68%, dwukrotnie więcej od drugich w zestawieniu Stanów Zjednoczonych. UE na tym tle wygląda śmiesznie (7,43%), a Polska jeszcze śmieszniej (0,87%).
Niektórzy w obliczu takich danych zadają sobie pytanie: czy warto? Czy inwestowanie w zielone technologie faktycznie w znaczący sposób wpłynie na stan naszej planety? Czy jeśli wszyscy Polacy przesiądą się z dnia na dzień na samochody elektryczne, wymienią kopciuchy i zaczną instalować na dachach panele fotowoltaiczne, to faktycznie będzie to miało przełożenie na postępujące zmiany klimatu? Dlaczego musimy decydować się na takie zmiany, wyrzeczenia i inwestycje, skoro Chiny odpowiadające za ponad trzydzieści razy więcej emisji niż my, nadal będą swobodnie spalać węgiel w swoich wielkich elektrowniach?
Jak się okazuje sprawa nie jest jednak tak prosta jak się wydaje, a cała kwestia “winy” za emisje i tego, kto powinien je ograniczać prosi się o przytoczenie nieco większej ilości danych. W skrócie jednak: tak, nawet tak mały w skali świata emitent jak Polska powinien ograniczać ilość CO2 jakie wypuszcza do atmosfery nasza gospodarka. Zanim jednak dowiemy się dlaczego, warto zacząć od wyjaśnienia, o co chodzi z tymi Chinami.
Nie takie Chiny węglowe jak je malują
Tak, Chińczycy emitują do atmosfery mnóstwo dwutlenku węgla, głównie ze względu na swoją opartą na węglu kamiennym i brunatnym energetykę. Jednocześnie, jak wynika z danych Międzynarodowej Agencji Energetycznej, w ubiegłym roku ponad 60% nowych inwestycji w odnawialne źródłą energii miało miejsce właśnie w Chinach. Zgodnie z najnowszym raportem IRENA Państwo Środka zatrudnia najwięcej osób na świecie w sektorze PV – aż 65% ze wszystkich pracujących globalnie w tej gałęzi. Według prognoz dominacja Chińczyków w branży OZE ma tylko w najbliższych latach rosnąć.
Skąd więc tak olbrzymi udział węgla? W przeciągu ostatnich dekad Chiny zaliczyły olbrzymi skok cywilizacyjny i stały się jedną z najważniejszych gospodarek świata. Ponadto jest to też kraj z największą liczbą ludności. Tak olbrzymia gospodarka oraz prawie półtorej miliarda obywateli sprawiają, że zapotrzebowanie Chin na energię elektryczną wciąż wzrasta, więc samo budowanie nowych elektrowni wiatrowych, słonecznych czy wodnych nie jest w stanie go zaspokoić. Dlatego też mimo wszystko Państwo Środka wciąż musi dość mocno polegać na węglu.
Czy to także będzie się zmieniać w kolejnych latach? Wszystko wskazuje, że tak, jednak biorąc pod uwagę olbrzymią energochłonność chińskiej gospodarki kraj ten będzie potrzebował czasu, aby w pełni zdekarbonizować swoją energetykę. Czy reszta świata ma w tym czasie siedzieć z założonymi rękami i patrzeć? Byłoby to skrajnie nieodpowiedzialne, zwłaszcza że jeżeli spojrzymy na dane okazuje się, że możemy zdziałać zaskakująco dużo.
Liczy się wspólny wysiłek
Owszem, gdyby Polska z dnia na dzień ucięła swoje emisje do zera, zapewne nie miałoby to zbyt wielkiego wpływu na postępujące zmiany klimatyczne. Co jednak, gdyby taki samym hipotetyczny scenariusz spotkał kilkadziesiąt innych krajów? Spójrzmy na listę największych światowych emitentów z roku 2022:
- Chiny – 31%
- USA – 13%
- Indie – 7%
- Rosja – 5%
- Japonia – 3%
- transport międzynarodowy – 2,8%
- Iran 2%
Co z krajami, które emitują mniej niż 2% światowego CO2? Okazuje się, że jeśli połączymy ich emisyjność to w powyższym zestawieniu zajęłyby… pierwsze miejsce. Około 200 najmniejszych światowych emitentów składa się w sumie na 36% wydzielanego na naszej planecie CO2. To więcej niż tak demonizowane przez wielu Chiny!
Oczywiście nie możemy zmusić tak dużej ilości państw do przyspieszonej dekarbonizacji, zwłaszcza że duża część z nich to kraje rozwijające się, nieposiadające środków na intensywne inwestycje w niskoemisyjne źródła. Tym bardziej te nieco bogatsze państwa powinny jak najszybciej przyśpieszyć swoją dekarbonizację. Zrobią dzięki temu “miejsce” dla mniej rozwiniętych krajów, które jeszcze przez jakiś czas będą musiały opierać swoją energetykę na węglu czy gazie.
Powyższe dane w obrazowy sposób przedstawia poniższy wykres, stworzony przez Hannah Ritchie z portalu ourworldindata.com.
Chodzi o działania całego świata
Warto zwrócić też uwagę na inne aspekty całej tej sytuacji. Emisje bogatszych krajów są często “offsetowane”, a więc przenoszone do innych państw. Jeżeli w Polsce zamawiamy towary wyprodukowane w Chinach, emisje przy tym wytworzone są liczone na “konto” Chin, a nie nasze. Ponadto inwestowanie w nowe czyste technologie może sprawić, że potencjalnie w przyszłości będzie mógł ich użyć cały świat. Podobnie jest z systemowymi rozwiązaniami czy ogólnie podejściem do dekarbonizacji.
Dobrym przykładem jest tutaj Norwegia. Według najnowszych danych odpowiada ona za zaledwie 0,11% światowych emisji. Mimo to tamtejszy rząd bardzo mocno zachęca obywateli do przesiadki na samochody elektryczne. W sierpniu aż 95% sprzedanych w Norwegii aut było elektryczne. Oczywiście tak stan rzeczy umożliwia dużo czynników i przeniesienie norweskich mechanizmów np. do Polski czy Chin w skali jeden do jednego jest niemożliwe. Jednak jest to kraj, który daje pewien przykład, prezentuje ramę rozwiązań, którą inne państwa mogą się inspirować przy opracowywaniu swojego podejścia do elektromobilności.
Podobnie jest z nowymi czystymi technologiami, które choć opracowane w kraju odpowiadającym za ułamek procenta światowych emisji, mogą być potem wykorzystywane do ograniczenia wytwarzania CO2 przez największych światowych emitentów. W kwestii transformacji energetycznej takie przełamywanie “szklanego sufitu” jest wyjątkowo istotne i nie możemy oczekiwać, że rękawicę tę podejmować będą jedynie najwięksi emitenci, tacy jak Chiny czy USA.
Redukcja emisji to wysiłek całego świata, a wytykanie jednym krajom, że emitują więcej niż inne może okazać się zupełnie antyproduktywne. Zamiast skupiać się na tym, jak dużo CO2 wyemitowały elektrownie węglowe w Chinach, lepiej skupić się na tym, jak bezpiecznie i sprawnie wygasić nasze bloki zasilane “czarnym złotem”.
Źródła: sustainabilitybynumbers.com, ourworldindata.org, x.com/janrosenow