23 grudnia politycy Solidarnej Polski zorganizowali konferencję, podczas której poinformowali o przygotowaniu projektu ustawy, który zwolniłby Polskę z kosztów ponoszonych w związku z udziałem w systemie EU ETS. Politycy szacują, że statystyczna rodzina w naszym kraju traci około 3,5 tys. zł rocznie na rzecz „europejskiego haraczu”.

Jak wyjaśniali, koszty systemu są pokrywane w wyższych cenach energii elektrycznej oraz ciepła, a polskie firmy są zobowiązane do zakupu uprawnień, których koszt wyniósł w 2022 roku 33 mld zł. W przyszłym roku będzie to kwota szacowana na poziomie 40 mld zł.

Argumentowano, że w 2022 roku Polska będzie musiała się liczyć z tzw. luką ETS w wysokości 33 mld zł. Nie wspomniano jednak o fakcie, że system ETS uwzględnia możliwość zarobienia na systemie ETS środków, które pochodzą z handlu emisjami. W tym roku Polski budżet może wzbogacić się o ponad 22 mld zł, które można przeznaczyć na inwestycje w transformację energetyczną. Środki pozyskane ze sprzedaży uprawnień przez państwa są przychodem ich budżetów. Dyrektywa ETS wskazuje, że przynajmniej 50 proc. przychodów z puli podstawowej i 100 proc. z puli solidarnościowej powinno trafiać na cele klimatyczne. 

Jak informował energetyczny think-tank Forum Energii w jednej z analiz, gra toczy się o niebagatelne kwoty.  Wartość uprawnień sprzedawanych przez rząd, po uwzględnieniu mechanizmu solidarnościowego, może wynieść 46 miliardów euro w latach 2021-2030.

Politycy Solidarnej Polski zaapelowali do premiera Mateusza Morawieckiego o poparcie w sprawie zawieszenia systemu ETS.

Źródło: Business Insider Polska, Polska Agencja Prasowa