Mrożenie cen energii – czy to faktycznie dobry pomysł?

Temat mrożenia cen energii powraca jak bumerang. Ostatnie doniesienia z Ministerstwa Klimatu i Środowiska zdają się sugerować, że resort planuje kontynuować prowadzenie tego mechanizmu. Czy w obliczu spadających cen prądu na giełdzie jest to jednak faktycznie dobry pomysł? Zwłaszcza, że na rynku można znaleźć firmy, które oferują energię elektryczną za stawkę mniejszą, niż ta zamrożona rządowo.

Zdjęcie autora: Maciej Bartusik

Maciej Bartusik

redaktor GLOBENERGIA

Podziel się

  • Rząd planuje przedłużenie mechanizmu mrożenia cen energii, co wiąże się z kosztami dla budżetu państwa i może nie zachęcać do oszczędzania energii, a zyskiwać na tym będą głównie duże koncerny energetyczne.
  • Mniejsze firmy energetyczne oferują ceny niższe niż zamrożona stawka, co podważa zasadność wsparcia dla dużych graczy i pogłębia różnice na rynku.
  • Zamiast mrożenia cen energii można zainwestować te środki w rozwój OZE i efektywność energetyczną, co przyniosłoby długofalowe korzyści.

Konsekwencje mrożenia cen energii

Warto przypomnieć: na ten moment cena energii elektrycznej dla gospodarstw domowych jest stale zamrożona na poziomie 500 zł/MWh, a dla małych i średnich przedsiębiorstw, instytucji samorządowych oraz podmiotów użyteczności publicznej – na poziomie 693 zł/MWh. Niedawno donosiliśmy, że MKiŚ planuje przedłużyć ten mechanizm również na przyszły rok. Jeszcze nie tak dawno zakładano, że będzie się to wiązało z kosztem ok. 4,4 mld zł. Pieniądze te zostaną przeznaczone dużym spółkom sprzedającym prąd jako rekompensata za utrzymanie ceny na zamrożonym poziomie.

Niestety takie rozwiązanie nie tylko nie rozwiązuje problemu, ale także niesie ze sobą wiele negatywnych skutków dla rynku energetycznego. Argumentem przeciwko mrożeniu cen jest jego koszt dla budżetu państwa. Aby zrealizować zarówno mrożenie cen, jak i wprowadzenie bonu energetycznego, potrzebne będzie dodatkowe 6 miliardów złotych w budżecie, w którym już teraz mamy rekordowy deficyt.

Mrożenie cen energii można porównać do używania karty kredytowej – na początku daje wrażenie korzyści, ale z czasem generuje coraz większe zobowiązania, które należy spłacić. Wprowadzenie takich mechanizmów nie tylko obciąża budżet, ale również nie zachęca odbiorców do oszczędzania energii.

Oferty na rynku niższe niż zamrożona cena?

Co ciekawe na rynku w Polsce istnieją dostawcy energii, którzy już teraz oferują prąd za mniejszą kwotę, niż za zatwierdzoną państwowo. Wspomniane wyżej 500 zł/MWh to kwota netto, po dodaniu 23% podatku wychodzi nam stawka 615 zł/MWh. Tymczasem poszukując korzystnej oferty można natrafić na taryfy mniejszych firm energetycznych, spoza tzw “wielkiej piątki” operatorów sieci dystrybucyjnych (Enea, Tauron, Energa, PGE i Stoen). Taryfy te już w ramach kwoty brutto oferują stawki pokroju 599 zł/MWh lub 589 zł/MWh, a więc znacznie mniejsze niż zamrożona przez rząd cena. Warto zaznaczyć, że są to firmy niedotowane z tytułu mrożenia przez państwo, w przeciwieństwie do operatorów z “wielkiej piątki”.

Można zadać sobie pytanie, po co wydawać olbrzymie pieniądze z i tak już dziurawego budżetu na wielkich dostawców, skoro mniejsze firmy bez jakiejkolwiek pomocy państwa są w stanie zaoferować klientom lepszą cenę? W efekcie mrożenie cen energii przynosi korzyści głównie dużym koncernom energetycznym, które otrzymują państwowe dotacje, by oferować prąd w zamrożonych cenach, podczas gdy niezależni, mniejsi dostawcy muszą walczyć o utrzymanie się na rynku bez dodatkowej pomocy. To powoduje, że różnica między wielkimi graczami a mniejszymi firmami jeszcze się pogłębia, co nie sprzyja rozwojowi konkurencyjnego rynku. 

Warto także zwrócić uwagę na aspekt społeczny tego rozwiązania. Bon energetyczny, skierowany do najuboższych, można oceniać pozytywnie – rzeczywiście, dla wielu osób, które nie są w stanie opłacić rachunków, wsparcie to może być kluczowe. Jednak mrożenie cen energii nie jest rozwiązaniem sprawiedliwym społecznie, ponieważ zyskują na nim również osoby zamożne. Zamiast wydatkować miliardy na utrzymanie zamrożonych cen, warto byłoby zainwestować te środki w poprawę efektywności energetycznej czy rozwój odnawialnych źródeł energii, co mogłoby przynieść długoterminowe korzyści dla całego kraju.

Problemy rozliczania energii w Polsce

Na koniec warto wspomnieć, że politycy wydają się nie dostrzegać realnych problemów związanych z obecnym systemem rozliczeń za energię. Brak jasnych informacji na temat rachunków oraz prognoz powoduje chaos i często prowadzi do sytuacji, w których konsumenci są zaskakiwani nagłymi wzrostami kosztów. Rozliczenia oparte na prognozach, a nie na rzeczywistym zużyciu, są jednym z powodów zamieszania. W sytuacji, w której dostępne są liczniki zdalnego odczytu, należałoby wprowadzić możliwość bieżącego rozliczania zużycia energii, co mogłoby znacząco poprawić przejrzystość systemu.

Warto też zwrócić uwagę na to, jak aktualnie wyglądają ceny prądu na Towarowej Giełdzie Energii. Owszem, w ramach krótkich okresów zdarzają się ich nagłe wzrosty, o czym nawet ostatnio donosiliśmy. Uśredniając jednak, stawki za megawatogodzinę na TGE aktualnie trzymają się na dość stabilnym poziomie 400-500 zł, a więc niższym niż zamrożona stawka. Eksperci wskazują ponadto, że w najbliższych latach cena energii elektrycznej będzie raczej spadać niż rosnąć. Jeżeli mrożenie cen na aktualnym poziomie zostanie utrzymane, to już w przyszłym roku może dojść do sytuacji, w której stawki na TGE będą średnio większe niż stawka oferowana dzięki temu mechanizmowi gospodarstwom domowym.

Więcej o problemach z mrożeniem cen energii posłuchacie w najnowszym odcinku Energetycznego talk-show:

Zdjęcie autora: Maciej Bartusik

Maciej Bartusik

redaktor GLOBENERGIA