
Na politycznej arenie padło ostatnio sporo budzących kontrowersję, lecz oczywistych i trafnych spekulacji i podejrzeń. Kwestia finansowania współspalania przez polski rząd może wywoływać sprzeciw wielu uczciwych producentów czystej energii.
Każdy, myślący innymi, niż tylko własnego zysku kategoriami, przyzna rację tezom, że interesy wokół czystej energii nie są nieskazitelne. Co może podnosić na duchu, choć wcale nie jest powodem do dumy to fakt, że nie tylko nasz kraj ma takie problemy. W ostatnich dniach, spory przeniosły się na arenę międzynarodową.
Aby udowodnić, że spalanie materii organicznej jest bardzo „eko” rząd USA wypowiedział się na temat pochodzenia biomasy. Według najnowszych badań, ok. 40% biomasy w USA to drewno, z czego ok. 19% stanowi drewno z tartaków, 13% odpady leśne, a 9% odpady miejskie. Najwięcej materiału do spalania pochodzi z upraw. Jest to rzecz pozytywna, lecz zamiast spalać, można z tego materiału wyprodukować biogaz. Pojawia się jedno pytanie: Jak na tym zyskają koncerny węglowe? Jak zauważył Sandy Dechert pierwiastek biomasowy w całkowitym bilansie produkcji energii jest ciągle bardzo mały. Chiny, podchodzą do problemu trochę inaczej, może zdrowiej. Według tego co podają do wiadomości publicznej, materiał biomasowy ma duży potencjał do produkcji energii, lecz nie myślą oni głównie o drewnie, lecz o odpadach z klęsk żywiołowych. Co więcej, traktują oni tę energię jako sposób na zapewnienie sobie bezpieczeństwa energetycznego. To co może dodatkowo razić, to fakt, że powstało szereg uregulowań prawnych, które pouczają konsumentów o tym jak należy spalać zrębki, jak pelety, a jak brykiety. Jak się ma jednak spalanie peletów na potrzeby własne, do spalania biomasy w celach energetycznych? Tak, bardzo łatwo obronić się wysokiej jakości filtrami, odpylaczami itd. lecz kto w tym momencie pomyślał o efektywności energetycznej, a przede wszystkim o poszanowaniu energii?