Wielka Brytania bez farm offshore? Według ekspertów to “największa katastrofa od lat”!
W piątkowy poranek w brytyjskich mediach zawrzało. “Największa katastrofa w zakresie czystej energii od lat” - grzmią nagłówki. Wbrew pozorom nie chodzi o żadną katastrofę ekologiczną, a o całkowity brak zainteresowania morskimi farmami wiatrowymi wśród inwestorów. Żadna z firm, które chciałaby zbudować duże morskie farmy wiatrowe na wodach Wielkiej Brytanii, nie wzięła udziału w corocznej aukcji prowadzonej przez rząd. W czasie jej trwania przyznawane są kontrakty na wytwarzanie energii elektrycznej z OZE.
Podziel się
Krytycy nazwali fiasko niedawnej aukcji “największą porażką polityki czystej energii od prawie dekady”. 8 września potwierdzono, że zakontraktowano nowe projekty OZE o łącznej mocy 3,7 GW. Dla porównania, rok wcześniej było to 11 GW. Wśród zwycięzców przodowały farmy fotowoltaiczne, elektrownie wiatrowe typu onshore oraz rekordowo dużo projektów wykorzystujących energię pływów morskich.
Problemy na rynku
Po ogłoszeniu wyników aukcji Partia Pracy ostrzegła, że kraj straci miliardowe inwestycje, co może doprowadzić do podniesienia rachunków za energię dla Brytyjczyków. Firmy z branży offshore wielokrotnie ostrzegały rząd, że cena kontraktów została ustalona zbyt nisko. Według nich powinny być one znacznie wyższe, gdyż całkowite koszty budowy farmy na przestrzeni ostatniego roku wzrosły średnio o 40%. Przykładowo firma Vattenfall ogłosiła na początku roku, że zaprzestanie prac na farmie Norfolk Boreas. Jako powód podano rosnące koszty, które sprawiają, że inwestycja przestaje być opłacalna. Rząd jednak nie wysłuchał tych próśb i ustalił maksymalną cenę energii elektrycznej na poziomie 44 funtów za megawat. Jest to kwota bardzo zbliżona do tej, która obowiązywała przed rokiem. W wyniku tego, trzy największe firmy z branży offshore - SSE, ScottishPower i Vattenfall - wycofały się z przetargu.
Ministrowie byli wielokrotnie ostrzegani, że tak się stanie, ale nie słuchali. Po prostu nie rozumieją, jak pobudzić zielony rozwój w kraju. Rząd Rishiego Sunaka jest zbyt słaby i podzielony, aby zapewnić Wielkiej Brytanii czystą energię, której potrzebuje.
stwierdził Ed Miliband, sekretarz ds. bezpieczeństwa energetycznego w Partii Pracy
Jak widać wielu krytyków podkreśla, że ostatnia aukcja to wynik niekompetencji rządu. Z drugiej strony sam władze są ukontentowane tym, że sprzedano tak dużo kontraktów na farmy fotowoltaiczne, onshore, elektrownie pływowe i po raz pierwszy w historii, ciepłownie geotermalne.
Chociaż tegoroczna alokacja środków nie obejmuje morskiej i pływającej morskiej energetyki wiatrowej, jest to zgodne z podobnymi wynikami w krajach, w tym w Niemczech i Hiszpanii. Jest to wynik globalnego wzrostu inflacji i jej wpływu na łańcuchy dostaw, co nadal stanowi wyzwanie dla realizacji projektów zgłoszonych do aukcji.
uspokaja brytyjskie Ministerstwo ds. Bezpieczeństwa Energetycznego
Cele klimatyczne zagrożone
Celem Wielkiej Brytanii jest osiągnięcie 50 GW mocy morskich elektrowni wiatrowych do 2030 roku. Obecnie jest to 14 GW mocy farm offshore. W związku z ostatnimi wydarzeniami plany te zostały zagrożone. Skoro na terenie Wielkiej Brytanii w przeciągu najbliższego roku nie powstanie żadna nowa farma offshore, to w jaki sposób rząd wyobraża sobie spełnienie założeń na 2030 rok? Ana Musat, dyrektor w RenewableUK, organizacji zajmującej się OZE, jasno stwierdziła, że rezygnacja z offshore to dla Zjednoczonego Królestwa strzał w kolano. Rok przerwy w budowie farm może przyczynić się do utraty przez Wielką Brytanię pozycji globalnego lidera w dziedzinie morskiej energetyki wiatrowej. Okazję mogą wykorzystać Stany Zjednoczone, Azja i reszta Europy.
Nie możemy mieć cyklu wzrostów i spadków w branży i jednocześnie oczekiwać, że zaufanie inwestorów do Wielkiej Brytanii się utrzyma.
skwitowała Musat
Po ogłoszeniu wyników aukcji branża ponownie zaapelowała do rządu, aby pozwolił on na zwiększenie cen energii wytwarzanej z farm wiatrowych. Sam Richards, założyciel organizacji Britain Remade, która promuje wzrost gospodarczy w Wielkiej Brytanii, również zgadza się z tym, że zbyt niskie ceny ograniczają rozwój farm offshore. Według niego w ciągu ostatniej dekady branża morskiej energetyki wiatrowej obniżała ceny na każdej kolejnej aukcji do tego stopnia, że energia z farm offshore była dziewięć razy tańsza niż gaz ziemny. Jak dodaje Richards, nawet po podniesieniu cen, byłyby one znacznie niższe niż w przypadku elektrowni gazowych.
Szansa dla onshore?
Kryzys nie dotknął jednak całej branży energetyki wiatrowej. Jak już wspomniano, zakupiono wiele kontraktów na nowe farmy typu onshore. Jest to skutek poluzowania przepisów dotyczących budowy elektrowni wiatrowych na lądzie. Wcześniej jeden głos sprzeciwu ze strony mieszkańców skutecznie blokował inwestycje tego typu. Jednak rząd zapowiedział, że to prawo ma się wkrótce zmienić. Obywatele w dalszym ciągu będą mieć duży wpływ na podjęcie decyzji o budowie farmy wiatrowej, a ich zdanie będzie musiało być “w pełni uwzględnione”. Z drugiej zaś strony samorządy mają otrzymać większą swobodę w zakresie wyboru lokalizacji turbin. I w tym wypadku działania rządu spotykają się z krytyką, a zapewnienia premiera uznawane są za puste słowa.
Wydaje się więc, że postępowanie brytyjskiego premiera, Rishiego Sunaka, wobec energetyki wiatrowej nosi znamiona populizmu. Nie chce narazić się zarówno członkom własnej partii, jak i obywatelom. Złagodzenie polityki wobec nowych farm onshore było wynikiem sprzeciwu ministrów z Partii Konserwatywnej, której członkiem jest Sunak. Natomiast groźba podniesienia cen energii w przypadku offshore przestraszyła rząd, który pozostał przy starych cenach mimo zwiększających się kosztów budowy morskich farm wiatrowych. Z pewnością był to jednak zły krok zważywszy na to, że Wielka Brytania może nie zdołać potroić mocy produkcyjnych offshore do 2030 roku, co stawia w wątpliwość spełnienie celów klimatycznych kraju.
Źródło: theguardian.com