Czemu tracimy na polskim górnictwie i jak temu zaradzić? [wywiad]

Zdjęcie autora: Maciej Bartusik

Maciej Bartusik

redaktor GLOBENERGIA

Na skutek umowy społecznej rządu z górnikami węgla kamiennego państwo polskie dopłaci do umierającego sektora nawet 137 mld zł do 2040 roku. Jak wynika z analizy think-tanku Forum Energii, 83 miliardy mogą pochłonąć same dopłaty do wydobycia węgla w nierentownych kopalniach. Zgodnie z umową społeczną niektóre kopalnie teoretycznie mają wytrzymać do 2049 roku, jednak koszty wydobycia wciąż rosną, a polski węgiel jest niekonkurencyjny na światowych rynkach. Jak doszło do tej sytuacji i co z nią zrobić? O to zapytaliśmy jednego z autorów analizy Forum Energii, Tobiasza Adamczewskiego.

Maciej Bartusik, redaktor GLOBENERGIA: Według waszych szacunków z nowego projektu Krajowego Planu w dziedzinie Energii i Klimatu (KPEiK) wynika, że same dopłaty do kosztów wydobycia węgla w Polsce do 2040 roku mogą wynieść nawet 83 mld zł. Z czego wynika tak zawrotna suma?

Tobiasz Adamczewski, Forum Energii: Z naszych analiz wynika, że mniej więcej od początku 2024 roku mocno rozeszły się dwa wskaźniki: koszt wydobycia węgla w Polsce i cena po jakiej ten węgiel jest sprzedawany energetyce. Podczas kryzysu energetycznego, wywołanego wojną Rosji z Ukrainą, wzrosły globalne ceny gazu, ropy i węgla. Jednocześnie wzrosły koszty wydobycia. Część tych wzrostów była spowodowana inflacją, a część spadkiem efektywności górnictwa. Od końca 2023 roku globalne ceny surowców, w tym węgla, zaczęły spadać. Jednak koszty wydobycia węgla w Polsce nadal rosły. Polska energetyka kupuje węgiel z polskich kopalni po cenach zbliżonych do tych międzynarodowych. Jesteśmy więc w sytuacji, gdzie średnio każda tona węgla z polskich kopalni sprzedawana jest ze stratą. Jeśli górnictwo utrzyma koszty wydobycia na obecnym poziomie, do roku 2040 suma strat ze sprzedaży węgla wyniesie 31 miliardów złotych. Jeśli jednak koszty wydobycia będą rosły, zgodnie z trendami z ostatnich siedmiu lat, wówczas straty dla kopalni wyniosą 83 miliardy złotych. Chcąc utrzymać polskie górnictwo w tym okresie, straty te będą musiały zostać pokryte pieniędzmi publicznymi. 

M.B.: W swojej analizie podkreślacie, że polski węgiel jest wyjątkowo drogi, aktualnie droższy od zagranicznego. Z czego wynikają tak wysokie koszty jego wydobycia? 

T.A.: Węgiel kamienny w Polsce wydobywany jest głęboko pod ziemią. Efektywność wydobywanej tony na pracownika jest więc znacznie niższa niż np. węgla wydobywanego metodą odkrywkową. Jednocześnie górnictwo jest zawodem niebezpiecznym, a wynagrodzenia muszą być adekwatne do podejmowanego ryzyka. Przy niskiej efektywności oraz premiowanym wynagrodzeniu, polski węgiel, który przy okazji jest mniej kaloryczny niż ten z zagranicy, jest niekonkurencyjny.

M.B.: Co tak właściwie znajduje się w umowie społecznej między rządem i górnikami węgla kamiennego?

T.A.: Zawarto w niej m.in.: plan stopniowego wygaszania poszczególnych kopalń do końca 2049 roku, zapisy dotyczące mechanizmu finansowania spółek górniczych na Śląsku czy listę inwestycji, które miałyby wykorzystywać węgiel w bardziej ekologiczny sposób (np. CCS). Poza tym umowa obejmuje też pakiet świadczeń socjalnych dla pracowników z likwidowanych kopalń, w tym program osłon, urlopów i odpraw oraz deklarację utworzenia i wykorzystania funduszy na rzecz sprawiedliwej transformacji na wsparcie regionów węglowych na Śląsku.

M.B.: Czy jakiekolwiek jej zapisy mają szansę być spełnione? 

T.A.: Zasadniczo umowa społeczna ma duży potencjał na wdrożenie, poza kluczowym elementem, jakim jest harmonogram wygaszania kopalń. Nikt nie kwestionuje potrzeby wsparcia socjalnego związanego z redukcją etatów w tym sektorze. Dlatego tak ważne jest urealnienie planu zapotrzebowania na węgiel w polskiej gospodarce – żeby te zmiany nie zaskoczyły sektora, rządzących, a w szczególności lokalnych społeczności.

M.B.: Wróćmy do terminu zamknięcia kopalń. 2049 rok to waszym zdaniem data nierealna. Kiedy więc faktycznie nastąpi całkowite wygaszenie wydobycia węgla kamiennego?

T.A.: Polska energetyka jest w trakcie dużych zmian. Trajektoria tych zmian została zarysowana w KPEiK. Zgodnie z tym planem widzimy, że rola zarówno węgla brunatnego, jak i kamiennego po roku 2035 będzie symboliczna. Kluczowe jest, aby rząd, mając do dyspozycji wiedzę zgromadzoną przy tworzeniu KPEiK, wraz z sektorem górnictwa, wyznaczył optymalną ścieżkę wygaszania kopalń.

M.B.: Dlaczego w ramach umowy społecznej pominięto całkowicie sektor wydobycia węgla brunatnego? Jak rysuje się przyszłość tej gałęzi polskiej energetyki? Czy w najbliższych latach będziemy musieli dopłacić do niej równie dużo, co do wydobycia węgla kamiennego? 

T.A.: Rzeczywiście, publiczne dyskusje utożsamiają przemysł górniczy z węglem kamiennym. To błąd. Mamy w Polsce aż trzy regiony węglowe, gdzie spalany i wydobywany jest węgiel brunatny. Jeden z nich – Konińskie Zagłębie Węgla Brunatnego – już się zamyka. Za chwilę transformacja rozpocznie się w Bełchatowie, gdzie węgiel brunatny będzie się kończył, a zgodnie z Terytorialnym Planem Sprawiedliwej Transformacji, produkcja energii elektrycznej z tego surowca już w 2030 roku ma spaść o 75%. Kopalnia i elektrownia w Turowie mogą teoretycznie pracować najdłużej, ale z uwagi na toczące się postępowania sądowe dot. decyzji środowiskowej, a w konsekwencji koncesji, prawna sytuacja kompleksu jest bardzo skomplikowana. Poza tym produkcja energii elektrycznej z węgla jest coraz mniej konkurencyjna.

Sprawy społeczne dla górnictwa węgla brunatnego, jak i dla całej energetyki, są uregulowane w odrębnej umowie społecznej. Poza kwestiami osłonowymi czy urlopami górniczymi – które ze względu na już odbywającą się transformację w Koninie są zapisane w ustawie i uzyskały notyfikację Komisji Europejskiej – znajdują się w niej też przepisy odnoszące się do Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego, która nadal nie powstała. Tak, te wszystkie działania generują koszty, jednak specyfika węgla brunatnego jest inna – gdy się kończy, nie da się utrzymać kompleksu i produkcji energii elektrycznej, a sam proces przebiega bardziej gwałtownie.

M.B.: Jaką drogę może podjąć rząd, aby uniknąć gigantycznych kosztów związanych z utrzymaniem umowy społecznej i ogólnie energetyki węglowej? Jak można z jednej strony uczciwie, a z drugiej strony jak najbardziej opłacalnie dla kraju odejść od wydobycia węgla?

T.A.: Sprawa górnictwa w Polsce od zawsze przyciągała dużo uwagi m.in. ze względu na siłę oddziaływania związków zawodowych. Obecnie górnictwo zatrudnia ok. 75 tys. osób i ma relatywnie niski wkład do PKB. Ma też dwie umowy społeczne i hojne zabezpieczenia. Rzeczywiście jest to przemysł właśnie się transformujący, ale jednak pracownicy są zabezpieczeni. Trudno w tym kontekście mówić o sprawiedliwej społecznie transformacji, gdy korzysta na tym tylko jedna grupa zawodowa. Problemem są na przykład miejsca pracy pośrednio związane z górnictwem, których jest 3-4 razy więcej. Dlatego wyznaczenie daty odejścia od węgla w polskiej energetyce, pokazujące jak długo ten surowiec będzie potrzebny w elektrowniach, pozwoli na ograniczenie dopłat, ale przede wszystkim wskaże czas, w jakim koniecznie trzeba znaleźć alternatywy gospodarcze dla regionu. To, czego pracownicy zwijającego się sektora potrzebują najbardziej, to nowe, jakościowe miejsca pracy. Wtedy będzie to sprawiedliwe dla nich oraz dla reszty społeczeństwa.