Zmiana w NaszEauto miała powstrzymać chińskie elektryki, a wykluczy z dotacji pół rynku

Program dotacyjny NaszEauto, który w zamierzeniu miał ożywić polski segment elektromobilności, po planowanych zmianach może okazać się mało znaczącą inicjatywą. Proponowane zmiany takie jak zwiększenie kwot bazowego wsparcia czy rozszerzenie katalogu pojazdów na które można dostać dofinansowanie to dobry kierunek. Jednak wykluczenie z możliwości uzyskania dotacji nabywców aut chińskich, czyli tych najtańszych, jawi się już jako swego rodzaju sabotaż polskiej elektromobilności.

- Pojazdy z Chin wypełniają lukę, którą ewidentnie nie są zainteresowani producenci europejscy, koreańscy czy nawet japońscy.
- Po siedmiu miesiącach funkcjonowania programu NaszEauto, Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej rozpoczął konsultacje nowej wersji regulaminu.
- Najważniejsze zdanie w projekcie nowego regulaminu: do wsparcia nie kwalifikują się pojazdy, dla których naliczony został podatek celny.
- Z możliwości dotowanie wypadnie pięć najtańszych obecnie na rynku modeli elektryków.
Najpierw było drogo, teraz nieco taniej
Czy określenie użyte we wprowadzeniu do tego tekstu wydaje się bardzo mocne? W naszej opinii nie, albowiem ograniczenie modeli mogących uzyskać dofinansowanie w ramach programu NaszEauto może być gwoździem do trumny dynamiki wzrostu segmentu elektromobilności nad Wisłą.
Od początku transformacji wiadomym było, że siłą napędową elektromobilności muszą być tanie modele samochodów zeroemisyjnych. Tych, ewidentnie, przez lata brakowało, a kiedy się w końcu za sprawą chińskich marek pojawiły, administracyjnymi regulacjami zatrzymamy ich coraz lepszą sprzedaż.
To o tyle dziwi, że pojazdy z Chin wypełniają lukę, którą ewidentnie nie są zainteresowani producenci europejscy, koreańscy czy nawet japońscy.
Elektromobilność w wydaniu europejskim wystartowała z cenami, nieosiągalnymi dla zdecydowanej większości Polaków. Dopiero w ostatnim czasie uznane marki ze Starego Kontynentu w obliczu chińskiej konkurencji zaczęły oferować tańsze modele bateryjnych elektryków, choć dalej to co najtańsze ma tabliczkę „Made in China”.
NaszEauto wspiera transformację, ale…
Program NaszEauto, który zastąpił nad Wisłą „Mojego elektryka” okazał się ożywczą kroplówką dla polskiej elektromobilności. Od samego początku, a więc od 3 lutego 2025 roku, sprzedaż samochodów zeroemisyjnych systematycznie rośnie, a sporą grupę stanowiły osoby o niskich dochodach, które są mocno wrażliwe na cenę samochodu.
Do końca sierpnia z bonusa dotacyjnego za niski dochód skorzystały 2352 osoby, przy ogólnej liczbie 11 896 złożonych wniosków. Oznacza to, że - z dużym prawdopodobieństwem – kupili oni te najtańsze modele elektryków, których ceny są adekwatne do ich dochodów.
Po siedmiu miesiącach funkcjonowania programu Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej rozpoczął konsultacje nowej wersji regulaminu, a w nim oprócz kilku pozytywnych zmian, znaleźć można również jedną mocno kontrowersyjną propozycję.
Niby bez cała, a jednak oclone
Propozycja brzmienia nowego regulaminu programu NaszEauto poza kilkoma rozszerzeniami, wprowadza jedno, niezmiernie istotne ograniczenie.
Brzmienie punktu 6.2 w zmienionej wersji przytaczamy bez żadnych skrótów:
Kwalifikowalność kosztów ustala się zgodnie z Zasadami w zakresie wydatków kwalifikowalnych w ramach programów objętych wsparciem ze środków Krajowego Planu Odbudowy i Zwiększania Odporności (KPO), z zastrzeżeniem, że kwalifikowane są koszty przedsięwzięcia dot.:
- zakupu nowych zeroemisyjnych pojazdów elektrycznych kategorii M1, M2 oraz N1;
- opłaty wstępnej ustalonej w umowach leasingu/wynajmu długoterminowego,
- podatek od towarów i usług (VAT) jest wydatkiem niekwalifikowalnym,
- do wsparcia nie kwalifikują się pojazdy, dla których naliczony został podatek celny (cło).
Najważniejsze w tym jest to ostatnie zdanie: do wsparcia nie kwalifikują się pojazdy, dla których naliczony został podatek celny, co w praktyce oznacza, że z programu dotacyjnego wypadły praktycznie wszystkie auta sprowadzane spoza terenu Unii Europejskiej.
Na czym polega to w praktyce? Tak naprawdę cło naliczane jest dla każdego pojazdu, wprowadzanego w obszar unijny, różnice dotyczą jedynie stawki.
Dla krajów, które podpisały stosowne umowy, handel odbywa się z pominięciem ceł, co w rzeczywistości oznacza, iż na granicy dla wielu aut stosuję się zerową stawkę celną. A z tego wprost wynika, że według rozumienia proponowanych zapisów programu NaszEauto, dla takich samochodów został naliczony podatek celny.
Wniosek? Praktycznie wszystkie samochody elektryczne, które zostały wyprodukowane poza terenem Unii Europejskiej wypadły z możliwości dofinansowania.
Jakich aut to dotyczy, możecie zobaczyć na poniższej grafice (nie obejmuje wszystkich modeli).

Najtańsze elektryki poza programem NaszEauto
W czerwcu na łamach serwisu Globenergia zaprezentowaliśmy zestawienie pięciu najtańszych aut elektrycznych na naszym rynku i dzisiaj okazuje się, że w nowej wersji regulaminu programu NaszEauto żadne z nich nie mogłoby być dotowane.
Najtańsza w tamtym rankingu Dacia Spring (LINK) produkowana jest w Chinach. Za Wielkim Murem powstają również BYD Dolphin Surf oraz Dongfeng Box. Leapmotor T03 przyjeżdża do Europy z Maroko, a Hyundai Inster aż z Korei Południowej.
1. Dacia Spring (Chiny)
2. BYD Dolphin Surf (Chiny)
3. Leapmotor T03 (Maroko)
4. Dongfeng Box (Chiny)
5. Hyundai Inster (Korea Południowa)
Gdyby regulamin programu został wdrożony w aktualnym brzmieniu, wtedy najtańszym samochodem elektrycznym, kwalifikującym się do dotacji byłby Citroen eC3, kosztujący (bez promocji) około 110 tysięcy złotych. Dla porównania – Dacia Spring kosztuje w podstawowej odmianie 76 900 złotych, a drugi w kolejności BYD Dolphin Surf 82 700 złotych.
Czemu ma służyć takie ograniczenie?
Intencje, przyświecające wprowadzeniu do projektu nowego regulaminu tego konkretnego zapisu, wydają się całkowicie zrozumiałe. Jeśli wydajemy publiczny grosz (w tym wypadku unijny), to niechaj on służy gospodarce Unii europejskiej, a nie chińskim producentom.
Czy można to wprost nazwać protekcjonizmem? W pewnym sensie tak, tyle tylko, że wszystko odbywa się kosztem polskich konsumentów, którzy wybierać będą musieli pośród droższych modeli, albo – co bardziej prawdopodobne - w ogóle zrezygnują z zakupu elektrycznego samochodu.
Europejska branża motoryzacyjna potrzebuje pomocy, o czym mogliście się choćby przekonać z rozmowy z Jakubem Farysiem, prezesem Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego (LINK do filmu na YT). Dzisiaj w starciu z chińską motoryzacją nie jest ona konkurencyjna, zwłaszcza w obrębie elektromobilności, ale sposobów rozwiązania tego problemu nie należy szukać w portfelach mieszkańców zjednoczonej Europy.
Konsultacje nowej wersji programu NaszEauto potrwają do 12 września, a swoje uwagi zgłosić może każdy obywatel Rzeczpospolitej.
Przesyłajcie je na adres: konsultacje_ne@nfosigw.gov.pl (koniecznie z dopiskiem: Konsultacje społeczne do Programu NaszEauto).