Krakowska Strefa Czystego Transportu znów przed sądem

Ledwie kilka tygodni temu krakowscy radni przyjęli trzecią już wersję Strefy Czystego Transportu (SCT). Choć uchwała miała rozwiać wcześniejsze kontrowersje, historia zatoczyła koło – wojewoda małopolski Krzysztof Klęczar skierował ją do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.

- Wojewoda małopolski zaskarżył do sądu trzecią wersję krakowskiej Strefy Czystego Transportu, mimo że nie unieważnił jej bezpośrednio.
- Największe kontrowersje wzbudziło uprzywilejowanie mieszkańców Krakowa kosztem osób spoza miasta oraz zbyt szeroki zasięg strefy obejmujący 61% miasta.
- Wojewoda wskazuje na brak równości wobec prawa, niejasności w dokumentach i apeluje o dialog oraz poprawki w duchu kompromisu.
To już trzecie podejście
Strefa Czystego Transportu w Krakowie zdaje się być uwięziona w powtarzającym się cyklu. Po wersjach z 2022 i 2023 roku, nowa uchwała z czerwca 2025 miała być wreszcie tą ostateczną. Tymczasem wojewoda – zamiast ją unieważnić – zdecydował się ponownie oddać sprawę w ręce sądu administracyjnego. Skarga została już przygotowana, a sprawą zajmie się Wojewódzki Sąd Administracyjny w Krakowie.
Wojewoda nie stwierdził nieważności uchwały, przez co bieg jej wejścia w życie zostaje utrzymany.Decyzja ta to efekt analiz przeprowadzonych przez prawników urzędu wojewódzkiego oraz licznych głosów sprzeciwu, jakie wojewoda usłyszał m.in. od władz powiatów ościennych. Argumenty są dość poważne – dotyczą m.in. równości wobec prawa i niedookreślonych przepisów.
Co wywołało największe kontrowersje?
Zgodnie z przyjętym dokumentem, od 1 stycznia 2026 roku pojazdy niespełniające określonych norm emisji nie będą mogły wjechać do SCT – czyli do ponad 60% powierzchni Krakowa. Mowa o samochodach benzynowych starszych niż z 2005 roku (Euro 4 i niżej) oraz dieslach z rokiem produkcji sprzed 2014 (poniżej Euro 6). Dla niektórych kierowców przewidziano możliwość wjazdu za opłatą, ale tylko do końca 2028 r.
SCT na tle obszaru miasta Krakowa. Źródło: ZTP Kraków.
Największe kontrowersje wzbudziło zwolnienie z zasad mieszkańców Krakowa, którzy kupili auta przed dniem wejścia uchwały w życie. Dla reszty – czyli mieszkańców gmin podkrakowskich i reszty województwa – oznacza to nie tylko wykluczenie, ale też nierówność wobec prawa. To był właśnie jeden z głównych argumentów przy kierowaniu uchwały o SCT do sądu. Przeciwnicy Strefy wskazali na równość wszystkich obywateli wobec prawa, gwarantowaną przez konstytucję.
Zasady funkcjonowania najnowszej wersji SCT opisaliśmy w artykule: Kraków wprowadza Strefę Czystego Transportu. Start już za kilka miesięcy.
Sprzeciw kolekcjonerów zabytkowych aut
Nowe przepisy określają ogromny obszar SCT – praktycznie całe miasto z wyłączeniem wschodniej części, czyli m.in. Nowej Huty. Oznacza to, że większość instytucji, szkół i miejsc pracy znajdzie się w granicach strefy, a dojazd do nich bez nowego auta stanie się problematyczny. Wojewoda wskazuje również na niekonsekwencje i braki formalne w dokumentach – m.in. niespójne źródła danych o stanie powietrza i brak uzasadnienia dla objęcia strefą aż 61% miasta.
Szczególne oburzenie wywołały zapisy dotyczące samochodów zabytkowych – kolekcjonerski klasyk bez formalnego wpisu do rejestru zabytków nie wjedzie, podczas gdy stary diesel z muzealnej kolekcji już tak.
Co dalej z krakowską SCT?
Wojewoda Klęczar podkreślił, że nie sprzeciwia się samemu istnieniu Strefy Czystego Transportu, ale jej obecnemu kształtowi. Jego zdaniem, uchwała krzywdzi mieszkańców spoza Krakowa i tworzy podział na obywateli „lepszych” i „gorszych” – tylko na podstawie miejsca zamieszkania. Zgodnie z obecną formą krakowskiej SCT dwa identyczne samochody miałyby być traktowane inaczej tylko dlatego, że właściciel jednego płaci podatki w Krakowie, a drugi już nie.
Wojewoda apeluje o dialog i zapowiada możliwość wycofania skargi, jeśli Rada Miasta Krakowa zdecyduje się na kompromis i poprawienie zapisów.
Paradoksalnie, unieważnienie uchwały przez wojewodę mogłoby pogłębić chaos. Oznaczałoby bowiem przywrócenie poprzednich zasad z 2022 roku – również zaskarżonych i formalnie unieważnionych, ale ciągle oczekujących na ostateczny wyrok NSA. Dlatego wojewoda, jak sam mówi, „wybrał mniejsze zło” i skierował sprawę do sądu.