Weto pod ustawą deregulacyjną – wiemy dlaczego. Oto odpowiedź prezydenta

Projekt ustawy deregulacyjnej miał wprowadzić znaczące ułatwienia dla rozwoju OZE i rynku energii w Polsce. Zmiany obejmowały m.in. podniesienie progów mocy instalacji bez konieczności pozwoleń i koncesji, uproszczenia dla odbiorców energii czy digitalizację korespondencji. Prezydent jednak zawetował ustawę, wskazując na poważne zagrożenia prawne, społeczne i ekonomiczne. Przyjrzyjmy się, jakie były założenia deregulacji i jak weto uzasadnił prezydent w swoim piśmie do marszałka Sejmu.

- Projekt UDER29 miał ułatwić rozwój OZE poprzez zwiększenie progów mocy instalacji bez pozwoleń i koncesji.
- Deregulacja obejmowała także cable pooling, uproszczenia rachunków za energię i cyfryzację korespondencji.
- Zmiany miały wspierać konkurencyjność przedsiębiorstw i lepsze wykorzystanie sieci elektroenergetycznej.
Co zakładał projekt ustawy deregulacyjnej?
Cała nazwa deregulacji UDER29 brzmi: Projekt ustawy o zmianie niektórych ustaw w celu dokonania deregulacji w zakresie energetyki. Główne założenia deregulacji można podzielić na 5 punktów:
- Zwiększenie progu mocy zainstalowanej, bez uzyskania pozwolenia na budowę – z 150 kW do 500 kW, o ile instalacja ta jest budowana w celu zaspokojenia wyłącznie własnych potrzeb na energię elektryczną.
- Podwyższenie progu mocy zainstalowanej elektrycznej obligującego do uzyskania koncesji na wytwarzanie energii elektrycznej z 1 MW do 5 MW łącznej mocy zainstalowanej elektrycznej instalacji OZE.
- Optymalizacja wykorzystania istniejącej infrastruktury elektroenergetycznej poprzez rozszerzenie formuły cable poolingu.
- Uproszczenie rachunków za energię elektryczną dla odbiorców w gospodarstwach.
- Zmiana podstawowej formy wymiany korespondencji prowadzonej pomiędzy przedsiębiorstwami energetycznymi, odbiorcami, organami administracji publicznej oraz innymi podmiotami na formę elektroniczną.
Zanim przejdziemy do analizy prezydenckiego uzasadnienia, w paru słowach omówmy powyższe zapisy. Punkt pierwszy odnosi się do instalacji fotowoltaicznych. Brak obowiązku uzyskiwania pozwolenia na budowę miało być szczególnym ułatwieniem dla firm, które w celu optymalizacji wydatków na energię, chciały zainwestować w PV. Ponadto zapis w pkt. 1 jasno wskazuje, że instalacje miałyby być budowane by zaspokoić wyłącznie własne potrzeby energetyczne. Bez obciążania sieci energetycznej kolejnymi kWh z PV.
Punkt drugi, z pozoru może wydawać się skokiem dla OZE. Nic bardziej mylnego. Podniesienie progu koncesyjnego z 1 MW do 5 MW jest potrzebne, ale wciąż jest żadną poważną zmianą wobec progu dla pozostałych źródeł wynoszącego 50 MW. To dziesięć razy więcej.
Idąc dalej, cable pooling miał być rozwiązaniem godzącym potrzebę przyłączenia nowych mocy ze stanem infrastruktury elektroenergetycznej, poprzez jedno ważne ułatwienie. Mianowicie cable pooling oznacza współdzielenie jednego przyłącza do sieci elektroenergetycznej przez kilka instalacji OZE, najczęściej różnych technologii (np. farma fotowoltaiczna i farma wiatrowa).
Punkt czwarty wprowadzał m.in. ujednolicenie pierwszej strony rachunków za prąd, tak by znajdowały się tam najważniejsze informacje z punktu widzenia odbiorcy końcowego. Zaś punkt piąty to odchodzenie od korespondencji papierowej i postawienie na formę elektroniczną.
Sprawdź także: Prezydent wetuje ustawę deregulacyjną dla OZE. Padają słowa o “samowolce” w związku z fotowoltaiką
Co nie spodobało się prezydentowi?
Głowa państwa swoją decyzję uzasadnia w trzynastostronicowym dokumencie, skierowanym do marszałka sejmu. Przeczytaliśmy to pismo, żebyście wy nie musieli i najważniejsze fragmenty omawiamy poniżej.
Zmiana podstawowej formy korespondencji – ryzyko wykluczenia cyfrowego
Zmiana formy wymiany korespondencji na elektroniczną pomiędzy przedsiębiorstwami energetycznymi, odbiorcami i administracją nie spodobała się prezydentowi. Zgodził się, że kierunek digitalizacji jest słuszny, ale wskazał na zagrożenia:
„Uważam, że o ile sama zmiana w kierunku elektronicznej wymiany informacji co do zasady jest uzasadniona, o tyle mechanizm rabatów finansowanych poprzez taryfę może stanowić ukrytą formę presji ekonomicznej na osoby wykluczone cyfrowo, na co nie ma mojej zgody.” – uzasadnia prezydent Karol Nawrocki.
Zwiększenie progu mocy bez pozwolenia na budowę – ryzyko nadużyć?
Ustawa zakładała, że instalacje OZE budowane na własne potrzeby do 500 kW nie wymagałyby pozwolenia na budowę (obecnie granica wynosi 150 kW). Prezydent ostrzegł przed obchodzeniem prawa:
„ (...) Sama konstrukcja przepisu przewiduje, że zwolnienie dotyczy wyłącznie instalacji przeznaczonych “na własne potrzeby”, a więc w zamyśle – takich, które nie będą energii wprowadzać do sieci. Brak jednoznacznych narzędzi weryfikacyjnych po stronie organów administracji sprawia jednak, że istnieje ryzyko nadużyć. W praktyce istnieje poważne ryzyko, że część inwestorów, korzystając ze zwolnienia z obowiązku uzyskania pozwolenia na budowę, będzie deklarowała realizację instalacji w formule przeznaczonej wyłącznie na własne potrzeby, podczas gdy faktycznie energia elektryczna będzie wprowadzana do sieci i kierowana do obrotu handlowego. Takie działanie stanowiłoby obejście przepisów prawa.” – czytamy w uzasdanieniu.
Nie da się skierować w taki sposób energii do obrotu handlowego bez koncesji. Co więcej, takie działanie jest już zablokowane samym zapisem o “formule przeznaczonej wyłącznie na własne potrzeby.” Sprawdźmy co prezydent napisał dalej - wskazał także na aspekt społeczny:
„Zmiana ta rodzi także obawy natury społecznej, ponieważ instalacje wolnostojące w przedziale 150–500 kW zajmują znaczne powierzchnie gruntów i mogą istotnie oddziaływać na krajobraz oraz warunki korzystania z sąsiednich nieruchomości. (…) Prowadzi to do realnego zagrożenia powstawania konfliktów sąsiedzkich i sporów prawnych, które będą musiały być rozstrzygane dopiero w trybie postępowań cywilnych, a nie w procedurze administracyjnej, która wcześniej miała charakter prewencyjny.” – uzasadnienie do weta prezydenckiego.
Dla instalacji o mocy 500 kW potrzeba więc ok. 3000–4000 m² gruntu (czyli 0,3–0,4 ha). W praktyce instalacje z przedziału 150–500 kW często lądują na dachach fabryk, czy w na gruncie przy trenie danego przedsiębiorstwa. Ciężko się tu zgodzić z argumentem zajmowania znacznych powierzchni i oddziaływaniem na krajobraz. Instalacja do 500 kW to nie farma fotowoltaiczna, a sposób na konkurencyjność polskich przedsiębiorstw. Tym bardziej ciężko się zgodzić z argumentem oddziaływania na warunki korzystania z sąsiednich nieruchomości.
Z drugiej storny, w piśmie można wielokrotnie przeczytać o tzw. równości wobec prawa. Niestety to weto, nie jest krokiem w stronę sprawiedliwości i równości w sektorze:
“W świetle powyższego należy uznać, że brak skutecznych mechanizmów kontrolnych weryfikujących rzeczywiste wykorzystanie instalacji PV stwarza poważne ryzyko naruszenia zasady równości wobec prawa (art. 32 Konstytucji) oraz zasady pewności prawa i bezpieczeństwa obrotu (art. 2 Konstytucji). Z perspektywy interesu publicznego oznacza to nie tylko zagrożenie dla spójności systemu prawnego, ale także erozję zaufania obywateli do państwa i prawa.” – uzasadnienie do weta prezydenckiego.
Sam fakt, że prezydent nie zgodził się na podniesienie progu koncesyjnego z 1 MW do 5 MW dla OZE, kiedy dla pozostałych źródeł wynosi on 50 MW, jest przedłużeniem nierówności w sektorze energetycznym i faworyzowania źródeł konwencjonalnych. Równość w tym aspekcie zagwarantowałby zrównanie progu w obu przypadkach do 50 MW. Co ciekawe jeszcze w kwietniu br. takie same argumenty przedstawiła Wanda Buk, obecna doradczyni prezydenta.
Dlaczego więc prezydent zdecydował się na weto wbrew swojej doradczyni, wbrew wołaniom przemysłu i wbrew sektorowi energetycznemu? Tej decyzji nie da się usprawiedliwić argumentami o wykluczeniu cyfrowym czy konfliktami sąsiedzkimi na tle tego, że ktoś ma kilkaset kW fotowoltaiki w swojej firmie.