Jak samochody elektryczne stały się bronią w walce politycznej

Mimo że samochody elektryczne jawią się jako przyszłość motoryzacji, to posiadają także swoich przeciwników. Podkreślają oni często, że przejście na pojazdy elektryczne wiąże się z dużymi kosztami i jednoczesnym zlikwidowaniem wielu stanowisk pracy. Strach przed zmianą jest skrzętnie wykorzystywany przez niektórych polityków, którzy dzięki temu mogą kwestionować działania rządu.

Napięcia wokół przejścia na samochody elektryczne dotyczą wielu kwestii. Obejmują obawy związane z kosztami przejścia z benzyny na zasilanie bateryjne, groźbę utraty pracy, przejęcia światowej branży motoryzacyjnej przez Chiny czy też sam strach przed szybkim rozładowaniem się pojazdów w czasie dłuższych tras. Jednak jak wykazują czołowe organizacje zajmujące się światową energetyką, tj. Międzynarodowa Agencja Energetyczna (IEA) czy Międzynarodowa Agencja Energii Odnawialnej (IRENA), elektryfikacja jest nieunikniona. Transport drogowy jest odpowiedzialny za 15% światowych emisji dwutlenku węgla, które należy ograniczyć do zera do 2050 roku w celu zatrzymania globalnego ocieplenia zanim osiągnie swój katastrofalny poziom.
Strach przed elektrykami
Według przedstawicieli firm z branży motoryzacyjnej istnieje tendencja do wykorzystania samochodów elektrycznych jako broni politycznej. Niektórzy politycy i media podkreślają, że na zakup pojazdu elektrycznego mogą pozwolić sobie jedynie najbogatsi. Twierdzą oni również, że przepisy zakazujące produkcji i sprzedaży aut spalinowych mocno uderzą w osoby o gorszym statusie materialnym, które zostaną pozbawione tego podstawowego środka transportu. Niespełna tydzień temu Donald Trump wyraził sprzeciw wobec branży samochodów elektrycznych podczas swojego wystąpienia w Michigan. Były prezydent ostrzegał zgromadzonych, że stanowy przemysł samochodowy jest zagrożony przez naciski Joe Bidena na to, aby do 2032 roku ⅔ sprzedaży aut w USA stanowiły elektryki.
Biden jest katastrofą dla stanu Michigan, a jego środowiskowy ekstremizm jest bezduszny, nielojalny i okropny dla amerykańskiego pracownika
powiedział Trump.
Podobne przepychanki słowne miały miejsce w Wielkiej Brytanii. Steve Tuckwell, który zdobył mandat poselski w jednej z dzielnic Londynu w wyborach uzupełniających, oparł swoją kampanię na kwestii “referendum w sprawie ULEZ”. Poseł ostro sprzeciwiał się planowanej rozbudowie Strefy Ultra Niskiej Emisji (ULEZ). Powiększenie strefy było propagowane przez burmistrza Londynu, Sadiqa Khana, który należy do konkurencyjnej partii. Kampania Tuckwella zagwarantowała mu wygraną, jednak nie powstrzymała londyńskiego rządu przed rozszerzeniem ULEZ. Od końca sierpnia kierowcy starszych samochodów benzynowych będą musieli zapłacić 12,50 funtów za wjazd na teren 32 dzielnic Londynu, które obejmie strefa niskiej emisji. Natomiast we Francji przywódczyni Frontu Narodowego, Marine Le Pen, wykorzystała ruch “żółtych kamizelek” przeciwko prezydentowi Emmanuelowi Macronowi. Protesty te były wynikiem podwyżek podatku od paliwa w 2018 roku. Prezydent Macron stwierdził, że należy opodatkować paliwa kopalne, aby zainwestować w odnawialne źródła energii i samochody elektryczne. Podwyżki cen były niezwykle dotkliwe dla Francuzów, gdyż rząd aż od lat 50. XX w. wspierał produkcję silników Diesla. Natomiast w Niemczech przyszłość koalicji rządzącej wisiała na włosku w momencie, gdy Wolna Partia Demokratyczna chciała wykorzystać lukę prawną do utrzymania w sprzedaży pojazdów z silnikami benzynowymi i wysokoprężnymi, o ile będą one wykorzystywać e-paliwa, które wytwarzane są z węgla wychwyconego z powietrza.
Ziarno prawdy
Nie wszystkie zarzuty wobec samochodów elektrycznych są bezpodstawne. Elektryki posiadają mniej komponentów, przez co do ich produkcji nie trzeba angażować tylu ludzi, co przy samochodzie spalinowym. Dodatkowo samochody elektryczne prawdopodobnie rzadziej ulegają awarii, co może skutkować mniejszym zapotrzebowaniem na mechaników. W Niemczech przemysł motoryzacyjny zatrudniał w 2022 roku 460 tys. osób, które w większości związane są z produkcją aut spalinowych. W USA jest około milion takich pracowników, a w Wielkiej Brytanii - 172 tysiące. W momencie, gdy Chiny pozostają liderem w produkcji samochodów elektrycznych, a rządy wprowadzają coraz bardziej restrykcyjne przepisy dotyczące aut spalinowych, stanowiska pracy osób związanych z branżą motoryzacyjną mogą być zagrożone.
Ponadto wprowadzenie ograniczeń dla tradycyjnych pojazdów może znacznie utrudnić codzienne funkcjonowanie osób, które nie mają wystarczających środków na zakup samochodu elektrycznego. Według jednego z brytyjskich posłów, Johna Redwooda, ludzie nie powinni być zmuszani do kupowania samochodów elektrycznych przez podatki i zakazy. Zamiast tego proponuje on, aby branża ulepszała samochody elektryczne tak, aby były o wiele bardziej atrakcyjne i przystępne cenowo. Wtedy też klienci naturalnie będą chcieli te auta kupować. Jak twierdzi Redwood “ludzie nie są zmuszani przez działania rządu do kupowania smartfonów, padów i laptopów. Po prostu ich chcą”. Pojawiają się również głosy, że zakaz sprzedaży aut spalinowych jest pochopnym krokiem, zwłaszcza, że większość państw nie posiada rozwiniętej infrastruktury dla samochodów elektrycznych. Tak więc wiele osób może poczuć, że rządy na siłę narzucają im elektryki w momencie, gdy są one droższe w zakupie i, jak na razie, bardziej niewygodne w użytkowaniu od tradycyjnych aut. Dlatego też wielu ekspertów uważa, że całkowity zakaz sprzedaży samochodów spalinowych należy nieco przesunąć w czasie. Tylko jeżeli uda się opracować spójną politykę oraz zbudować infrastrukturę przyjazną autom elektrycznym, taki zakaz ma sens.
Niemniej jednak najbardziej prawdopodobne jest to, że samochody elektryczne w niedalekiej przyszłości zastąpią tradycyjne auta. Będzie to zasługa nie tylko wprowadzenia nowych przepisów, ale także naturalny proces, jako że auta elektryczne już teraz stają się coraz bardziej przystępne cenowo i wydajne.
Źródło: theguardian.com